> Deutsche Übersetzung siehe weiter unten
Oryginalny tekst ukazał się w miesięczniku "IKS" nr 6 (356)/2021
https://kultura.poznan.pl/mim/kultura/news/wystawy,c,5/fotografia-jako-rzezba,163476.html
Fotografia jako rzeźba
Wystawa fotografii Michaela Wittasska Aurora to już ostatnia okazja, aby skonfrontować się z przestrzenią Galerii Miejskiej Arsenał przed generalnym remontem, który zmieni jej wygląd. A że instalacja niemieckiego artysty - antyintelektualna i absorbująca zmysły - bezpośrednio odwołuje się do ekspozycyjnej specyfiki budynku, nakierowując wzrok widza na charakterystyczny sufit - to trudno o lepszą codę.
Witassek stworzył instalację site specific, konstruując ją w oparciu o podwieszaną konstrukcję metalową, która przykuła jego uwagę trzy lata temu, gdy wziął udział w wystawie Porządek i chaos. Biały metalowy szkielet pod sufitem Arsenału znać muszą zresztą wszyscy, którzy choć raz odwiedzili to miejsce. Gdy byłem ostatnio w Zachęcie na wystawie Rzeźba w poszukiwaniu miejsca, błyskawicznie rozpoznałem na jednej z prac przestrzeń poznańskiej galerii - uświadamiając sobie, jak bardzo specyficzna jest ta metalowa konstrukcja i jak silnie nadawała przez dekady charakter wnętrzu Arsenału.
Witassek wykonał małe fotografie, kreując w nich subtelny mikrokosmos. Następnie zrobił im ponownie zdjęcia i powiększył je do dużych formatów typu 112 x 120 cm. Formując papier odbitek faliście, potraktował go jako plastyczny budulec dla tytułowej Aurory, zawieszając poszczególne prace na różnej wysokości i w pełni wykorzystując możliwości metalowej konstrukcji pod dachem Arsenału. W wyobraźni odbiorcy ten powiększony świat mikro ma, w zamierzeniu artysty, stać się makrokosmiczny - przywodząc na myśl zjawisko zorzy polarnej.
W rogu pomieszczenia Witassek umieścił też sporych rozmiarów, "kosmiczną" bryłę złożoną z pogiętego papieru, pokrytego obrazami tożsamymi do tych, które zostały zawieszone pod sufitem. Z kolei w drugiej sali - tym razem dość konwencjonalnie wyeksponowane jako płasko przyczepione do ścian arkusze papieru - można oglądać pozostałe zdjęcia zrealizowane w ramach Aurory.
Artysta w swojej praktyce fotograficznej podkreśla przebieg procesów fotochemicznych. W wizualności gotowych prac - wielkich powiększeń małych zdjęć - dostrzeżemy różne, w punkcie wyjścia zapewne jeszcze mało widoczne zabrudzenia (ale również choćby i zagięcia ponownie fotografowanego papieru). "Pyłków" materii nie należy jednak traktować jako efektów ubocznych pracy, a raczej jako znaczącą, naoczną część składową finalnych obrazów. Obecność zanieczyszczeń, pozornie zakłócająca odbiór wykreowanych przez artystę mikropejzaży i przeszkadzająca w uruchomieniu zamierzonych skojarzeń z zorzą polarną czy innymi zjawiskami świetlnymi, tak naprawdę jedynie przydaje im satysfakcjonującej namacalności. Można też stwierdzić, że te irytujące wzrok skazy w pewnym sensie uwierzytelniają to, że proces rejestracji miał miejsce.
Te "pyłki" przypomniały mi też zajęcia z fotografii analogowej, gdy w trakcie ręcznego wykonywania odbitek mimowolnie dochodziło zazwyczaj do różnych, choćby i nieznacznych, zanieczyszczeń papieru. Przybrudzone obrazy składające się na Aurorę przywołały nawet w moim umyśle specyficzne, chemiczne zapachy panujące w ciemni fotograficznej. Choć zawstydzenie powstrzymało mnie od powąchania papieru (by sprawdzić, na ile dobrze zapamiętałem tamte zapachy), to i tak musiałem wykorzystać sytuację, by go delikatnie dotknąć, sprawdzić jego fakturę i grubość. Ten zawieszony w dużej sali był przyjemnie gładki i gruby - na tyle sztywny, by Witassek mógł go dość dowolnie formować. Z kolei materiał prac przyczepionych do ścian w mniejszym pomieszczeniu okazał się wręcz niebezpiecznie cienki - co z kolei powodowało, że nawet lekko odkształcał się od ściany.
Każdy, kto miał do czynienia z fotografią analogową, zapewne odczuje podobne wrażenia, wracając do zapamiętanych wrażeń zmysłowych. Trzeba przy tym przyznać, że ten powrót do przeszłości może automatycznie uruchomić w nas drobny sentyment do minionego, analogowego świata - zwłaszcza, że płacz nad rzeczami dawnymi, obiektami retro jest w naszej kulturze zjawiskiem wszechobecnym. Mam jednak wrażenie, że Witasska nie interesują wcale tak prostoduszne i trywialne wzruszenia. Na wystawie Aurora wykreował raczej sytuację, której ramy wręcz wymuszają na nas zwrócenie uwagi na fizyczne aspekty fotografii, a także jej zmienne postrzeganie w czasie. Bo wizualność monochromatycznego świata Aurory odsyła nas wstecz - na przykład do podręczników zawierających stare fotografie analogowe, reprezentujące różne zjawiska natury zaszłe w przeszłości. Nasza wiedza o świecie uformowana jest przecież w dużej mierze przez obrazy, które raz zapamiętane - będą powracać w naszej pamięci, choćby i były one niekompletne, niedoskonałe... a może właśnie dlatego również i warte zachowania.
__________________________________________
Der Originaltext wurde in der Monatszeitschrift "IKS" Nr. 6 (356)/2021 veröffentlicht
https://kultura.poznan.pl/mim/kultura/news/wystawy,c,5/fotografia-jako-rzezba,163476.html
Die Ausstellung der Fotografien von Michael Wittassek „Aurora“ ist eine letzte Gelegenheit, sich mit den Räumlichkeiten der Städtischen Galerie Arsenał vor der Generalsanierung, die ihr Erscheinungsbild verändern wird, auseinanderzusetzen. Und da die Installation des deutschen Künstlers – antiintellektuell und die Sinne absorbierend – direkt auf die Spezifika des Gebäudes Bezug nimmt und den Blick des Betrachters auf die charakteristische Decke lenkt, könnte es kaum einen besseren Abschluss geben.
Wittassek schuf eine ortsspezifische Installation, indem er sie auf der Basis einer vorhandenen hängenden Metallkonstruktion konstruierte, die ihm vor drei Jahren während seiner Teilnahme an der Ausstellung Ordnung und Chaos auffiel. Das weiße Metallskelett unter der Decke des Arsenals ist jedem bekannt, der diesen Ort mindestens einmal besucht hat. Als ich zuletzt die Ausstellung Skulptur auf der Suche nach Raum in der Galerie Zachęta besuchte, erkannte ich sofort in einer Arbeit die Präsentation der Posener Galerie wieder – wobei mir bewusst wurde, wie spezifisch diese Metallkonstruktion ist, und wie stark sie dem Interieur des Arsenals seit Jahrzehnten Charakter verleiht.
Wittassek hat kleine Fotografien aufgenommen und schuf in ihnen einen subtilen Mikrokosmos. Dann fotografierte er sie erneut und vergrößerte sie auf Formate von bis zu 112 x 200 cm. Somit – wellenartig formend – behandelte er das Papier der Fotografien als plastisches Baumaterial, indem er einzelne Arbeiten in verschiedenen Höhen aufhängte und das Potenzial der Metallkonstruktion unter dem Dach des Arsenals voll ausschöpfte. Diese vergrößerte Mikrowelt soll in der Vorstellung des Betrachters makrokosmisch wirken – und in der Weise das Phänomen der Aurora Borealis suggerieren.
In einer Raumecke hat Wittassek einen großformatigen „kosmischen“ Klumpen aus gefaltetem Papier platziert, der mit identischen Bildern bedeckt ist wie jene, die unter der Decke aufgehängt wurden. Im zweiten Raum wiederum – diesmal eher konventionell exponiert mit flach an die Wände angelegten Papierbögen – kann man die übrigen Fotografien betrachten, die im Rahmen von Aurora entstanden sind.
In seiner fotografischen Praxis betont der Künstler den Verlauf fotochemischer Prozesse. In der Visualität der fertigen Arbeiten – als großformatige Vergrößerungen von kleinen Fotografien – sehen wir verschiedene, wahrscheinlich noch kaum sichtbare Verschmutzungen (aber auch z.B. Falten des abfotografierten Papiers). Der „Staub“ der Materie sollte jedoch nicht als Nebeneffekt der Arbeit behandelt werden, sondern als ein wesentlicher, visueller Bestandteil der endgültigen Bilder. Das Vorhandensein von Verunreinigungen, das scheinbar die Rezeption der vom Künstler geschaffenen Mikro-Landschaften stört und die beabsichtigten Assoziationen mit der Aurora Borealis oder anderen leuchtenden Phänomenen verhindert, trägt in Wirklichkeit zu ihrer faszinierenden Plastizität bei. Man kann zudem festhalten, dass diese irritierende Verunreinigung in gewisser Weise die Tatsache beglaubigt, dass der Aufnahmeprozess stattgefunden hat.
Diese „Staubkörnchen“ erinnerten mich auch an die analoge Fotografie, als bei den handgemachten Abzügen diverse, auch unbedeutende, Verunreinigungen auf dem Papier meist ungewollt entstanden sind. Die verschmutzten Bilder, aus denen Aurora besteht, riefen in mir sogar die spezifischen, chemischen Gerüche hervor, die in einer fotografischen Dunkelkammer vorherrschen. Obwohl mich eine gewisse Verlegenheit daran hinderte, an dem Papier zu riechen (um zu sehen, wie gut ich mich an diese Gerüche erinnerte), musste ich trotzdem die Situation nutzen, um es vorsichtig zu berühren, um seine Textur und Dicke zu prüfen. Das eine, welches in der großen Halle hing, war angenehm glatt und dick, steif genug, auf dass Wittassek es ganz beliebig formen konnte. Hingegen erwies sich das Material der im kleineren Raum an den Wänden angebrachten Arbeiten als gefährlich dünn – was wiederum dazu geführt hat, dass sie sich leicht durch die Wandeinwirkung verformt haben.
Jeder, der sich mit analoger Fotografie beschäftigt hat, wird wahrscheinlich ähnliche Empfindungen erleben, wenn er sich an die Sinneseindrücke erinnert. Wir müssen allerdings zugeben, dass diese Rückbesinnung auf die Vergangenheit automatisch ein leichtes Gefühl für eine vergangene analoge Welt in uns aktivieren kann – zumal das Nachtrauern um alte Dinge und Retro-Objekte ein allgegenwärtiges Phänomen in unserer Kultur ist. Ich habe jedoch den Eindruck, dass sich Wittassek nicht für solche einfachen und trivialen Emotionen interessiert. Vielmehr hat er in der Ausstellung Aurora eine Situation geschaffen, deren Potenzial uns durchaus dazu veranlasst, den physischen Aspekten der Fotografie, und ihrer zeitbedingten sich stets verändernden Wahrnehmung, mehr Aufmerksamkeit zu schenken. Denn die Visualisierung der Aurora als monochrome Welt schickt uns auf rückwärts gewandte Zeitreise wie zu alten Schulbüchern mit analogen Fotografien, die unterschiedliche Naturphänomene aus der Vergangenheit darstellen. Schließlich wird unser Wissen über die Welt zu einem großen Teil durch Bilder geformt, die, einmal gespeichert, in unserem Gedächtnis wiederkehren, auch wenn sie unvollständig, unvollkommen sind... und vielleicht sind sie auch deshalb erhaltenswert.